O Sabale można w nieskończoność, bo to przecież podwaliny i legenda góralskiej kultury.
Właściwie nazywał się Jan Krzeptowski. Urodził się na początku XIX wieku w Kościelisku, a zmarł pod koniec wieku w Zakopanem. Jego grób można zobaczyć na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem.
Zasłynął jako myśliwy. Polował na niedźwiedzie, kozice, sarny, świstaki, głuszce. Od 1873 brał udział w wielu wycieczkach tatrzańskich z Tytusem Chałubińskim. Co ciekawe bardziej jako gawędziarz i muzyk niż przewodnik.
Gawędziarzem był znakomitym, co pewnie wynikało z faktu, że był niepiśmienny, z trudem umiał się podpisać i język mówiony stał się dla niego jedyną formą literackiej ekspresji. Nie przeszkadzało to, aby wybitni pisarze uwiecznili jego gawędy – Henryk Sienkiewicz, Stanisław Witkiewicz, Bronisław Dembowski, a nawet pisarz i rzeźbiarz Wojciech Brzega. Zwano go „podhalańskim Homerem”.
Jego postać szczególnie blisko związana jest z Tytusem Chałubińskim, z którym też został wspólnie uwieczniony na pomniku w Zakopanem. Stara chałupa Sabały na Krzeptówkach w Zakopanem została zaliczona do zabytków budownictwa podhalańskiego i otoczona opieką przez Muzeum Tatrzańskie.
Do dzisiejszego dnia w kulturze góralskiej przetrwały powiedzenia Sabały:
Byli chłopcy, byli, ale się mineli i my sie miniemé po malućkiej kwili.
Do przodka się nie pchać, na tyle nie zostawać, a i w środku za długo nie siedzieć.
Jakiegoś mnie, Panie Boze, stworzył, takiego mos.
Smutne serce gorse niźli chorość – pilniej cłowieka uśmierzci.
W Pana Boga wierz, ale Mu nie wierz.
Organizowane od 50 lat „Sabałowe Bajania” to próba przypomnienia postaci Jana Krzeptowskiego, ale również hołd złożony góralskiej gwarze, wciąż żywej, rozwijającej się i – co zaskakujące – mającej swoich „sabałowych” piewców wśród kolejnych pokoleń.